niedziela, 6 września 2015

Rozdział 5



,,Małe ta­jem­ni­ce rodzą wiel­kie kłamstwa... "


   - Że co zrobiłeś?! - krzyknął Scott, sprawiając że chyba wszyscy obecni w szkole usłyszeli jego pytanie.
   Stiles złapał za ramiona przyjaciela, podskakując przy tym.
   - Ciszej. Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć - wycedził przez zaciśnięte zęby.
    - Czemu śledziłeś Raven?
    - Bo to Beacon Hills tu wszyscy nowi są dziwni - usprawiedliwił się.
    Zacisnął usta w cienką linię, widząc niezbyt przekonanego McCall'a , po czym wyciągnął rękę, ukazując jeden palec.
    - Allison była nowa, strzelała z łuku i zabijała takich jak ty. Aiden i Ethan- alfy trzymające z niewidomym kolesiem psychopatą. Kira, która kroi marchewkę katana. Malia, dziewczyna kojot. Liam, dzieciak z zaburzeniami. Mam wymieniać dalej? - zakończył, machając otwartą dłonią tuż przed twarzą chłopaka.
    Tamten tylko pokręcił głową, stając przed przydzieloną mu szafką i otworzył ją powoli, jakby bał się, że wyskoczy z niej pełno dzikich węży.
   - Chce przeżyć normalny dzień - zaczął stanowczo wilkołak. - Mam zamiar iść na chemie, zaliczyć test. Później pojechać do domu i na wieczór skoczyć do szpitala, zawieść mamie kolacje - zakończył, zatrzaskując metalowe drzwiczki.
    - Zaliczyć test? To już nie jest normalne... Oczywiście w twoim przypadku.
   Wywrócił oczami, po czym ruszył w głąb korytarza. Zmierzali w kierunku sali od biologii, ale Scott nagle zmienił kurs, skręcając w lewo. Zdezorientowany przyjaciel złapał go za rękaw chcąc wrócić na w wcześniejszą trasę, lecz zastygł w bezruchu. Parę metrów dalej stała Raven, trzymająca kawałek paska od szarej torby i zaciskająca drugą dłoń w pięść. Naprzeciwko niej chłopak o ciemno brązowych włosach, patrzył na nią złowrogo, a jego mięśnie napinały się pod niebieską koszulką. Zwrócił twarz w ich stronę, zawieszając wzrok na alfie.
    - Co on tu do cholery robi? – wymamrotał z niedowierzaniem Stilinski.
    Pokręcił głową i wstrzymał oddech, gdy uczeń zrobił krok w stronę dziewczyny, zmuszając ją by się cofnęła. Ona jednak nie ruszyła się nawet o milimetr, czekając na odpowiednią chwilę. Chwyciła nadgarstek nieznajomego wyginając go w nienaturalny sposób, sprawiając iż w mgnieniu oka znalazł się na podłodze.
   McCall od razu podbiegł do poszkodowanego, pomagając mu wstać.
   - Ethan wszystko okey? – spytał, klepiąc go po plecach.
   Ale beta nie podniósł się tylko spuścił głowę, klęcząc na brudnej posadzce. Oddychał ciężko, co chwila kuląc palce u rąk.
    - Stiles… zabierzmy go stąd – odparł zarzucając sobie na szyje rękę chłopaka.
   Wkoło zdążyło się już zrobić spore zbiorowisko ciekawskich przez, które próbował się przebić trener Finstock. Krzyczał i machał rękami, by przedostać się do tego małego kółka, lecz na nic zdały się jego groźby oraz ostrzeżenia. Sfrustrowany wyjął z kieszeni przedmiot należący już do stałego ubioru. Zagwizdał najgłośniej jak potrafił, aż tłum rozszedł się,  tworząc wąską alejkę, po czym podszedł do znudzonej tą całą sytuacją Raven.
   Zdesperowany Scott spojrzał przez ramię, dostrzegając trwający spór. Na szczęście zdążyli się oddalić na tyle, aby nikt ich nie zauważył. Pospiesznie weszli do pustej szatni. Trwała właśnie najdłuższa przerwa, a trening lacrosse był dzisiaj odwołany, więc mieli pewność, że żaden zawodnik nie wtargnie po ochraniacze lub kij. Skierowali się do łazienki, odkręcili wodę i przygwoździli Ethan’a do ściany. Wilkołak kłapnął zębami, kiedy pierwsze krople spadły na jego ciało. Warknął, groźnie spoglądając czerwonymi oczami.
    - Jak to możliwe! Jest alfą! – krzyknął brunet, walcząc z szamoczącą się maszyną śmierci.
   Nie usłyszał odpowiedzi tylko przeciągły ryk ze strony przyjaciela. Jego źrenice również płonęły żywym ogniem, lecz różniły się od drugiego wilka, które posiadały w sobie dziwny mrok.
    - Puśćcie mnie! – wycharczał zdenerwowany.

   Minęło parę minut zanim McCall przytaknął i rozluźnił uścisk.
   - Co ty robisz?! – Stiles postawił się, lecz sam nie utrzymał upadającego ciała.
   Chłopak wylądował na podłodze, zwijając się w kłębek, po czym poderwał się i wybiegł z pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi.
    - Czemu pozwoliłeś mu uciec! – krzyknął zdenerwowany Stilinski. – Przecież może kogoś zabić!
   Scott pokręcił przecząco głową.
   - Nie po to tu wrócił – mruknął, spoglądając na prawą rękę.
   Rozerwana bluza zdążyła już nasiąknąć szkarłatną cieczą i zabarwić płynącą po kafelkach wodę. Przymknął powieki, sycząc cicho.
   Bał się, że ujrzy śmierć Allison, lecz widział tylko czerń oraz dwa czerwone punkciki, pełniące role oczu kogoś kto krył się czeluściach jego umysłu.


*** 



- Myślisz, że pomarańczowy kolor współgrałby z resztą? – spytał Peter, dokładnie przyglądając się błękitnej, obdrapanej sofie.
   Nie uzyskał odpowiedzi, więc ponownie przekartkował katalog z dekoracją wnętrz i chrząknął.
   - Albo chociaż ten żyrandol bądź perski dywan – wskazywał po kolei na zdjęcia. – Nie myślałeś o jakiejś półce na książki albo regału na płyty?
   Derek odwrócił się w jego stronę, unosząc brwi.  
   - Co ty chcesz mi tu Empik zrobić? – rzucił, piorunując go wzrokiem.
   - No wiesz nie żyjemy w średniowieczu, gdzie nie było czegoś takiego jak farba do ścian czy kryształowy kinkiet… - urwał bo drzwi od loftu otworzyły się.
   Chłopak, który wkroczył do środka, kuśtykał pozostawiając po sobie ciemne ślady.
   - To nie ten z bliźniaków? – odparł Hale, odkładając gazetę z akcesoriami do domu.

  Ethan zdołał oprzeć się o betonowy słup, po czym osunął się na ziemie, robiąc rysy wysuniętymi pazurami. Momentalnie znalazł się przy nim młodszy z właścicieli, szturchając go lekko, zmuszając tym by na niego spojrzał. Oczy wilkołaka lśniły czerwienią niemal tak głęboką  jak krew, która sączyła się z rany na udzie.
   - Okey i właśnie dlatego nie mamy dywanów – wymamrotał beta.
   Z niesmakiem ominął kałużę, tworzącą się wokół nogi poszkodowanego i przykucnął przy nim. Brunet gwałtownie złapał go za nadgarstek raniąc skórę Petera.
   - Charon – wyszeptał, a jego powieki powoli opadły.


*** 



   Po szpitalnym korytarzu krzątali się pacjenci oraz roztargnione pielęgniarki, raz po raz upominając czekającego Scott’a, aby schował nogi, bo już o mały włos jedna z nich się o nie,  nie zabiła. Ale niestety był za bardzo zmęczony i na dodatek nieustający ból ciągle otwartej rany uniemożliwiał mu racjonalne myślenie.
   - Mamo? – spytał, podchodząc do czarnowłosej kobiety, która właśnie wyszła z sali numer 14.
   - Kochanie co ty tu robisz? – odparła zdziwiona.
   - Wiesz… miałem ci przynieść kolacje, ale jestem tu w innej sprawie.
   Nie pewnie odkrył ramie, uśmiechając się lekko.
   - Wilcze ziele? – mruknęła, odciągając go na bok.
   - Alfa… długo by opowiadać. Możesz mi zrobić jakiś opatrunek?

   - Dobrze, dobrze, ale powinieneś przyjść wcześniej – roztargniona, aż podskoczyła, gdy główne drzwi otworzyły się z hukiem.
   Do środka wbiegli lekarze, pchając łóżko z ledwo przytomną osobą. Jeden z mężczyzn bodajże pan Martin, krzyknął coś o ataku i sali operacyjnej, po czym przemknął tuż przed nosem McCall’a. Melissa pociągnęła syna za rękaw by zrobił miejsce, ale on przybliżył się jeszcze bardziej, aby przyjrzeć się poszkodowanej.
   Zakrwawiona twarz dziewczyny oraz poprzyklejane ciemne włosy uniemożliwiały dokładne rozpoznanie. Podążył za tym gorączkowym pochodem, próbując dostrzec jakąś znajomą rzecz, dopóki  jakaś sylwetka nie przytrzymała go, powstrzymując przed dalszym wtargnięciem na szpital. Lecz zanim drzwi zdążyły zamknąć się na dobre, brunetka uniosła dłoń, na której widniała bransoletka z małą zawieszką w kształcie pentagramu.
   Przez myśl przeleciały mu wydarzenia z ostatnich dni. Lekcja biologii, jego omamy przy szafkach oraz dzisiejszy incydent. Tą samą biżuterie widział już co najmniej 3 razy, a teraz jej właścicielka Raven Whitaker umierała na jego oczach.


----------------------------------------------------------------

Opóźniony, ale jest :D Mam nadzieję, ze się podoba :D i informuje, że rozdziały będą się pojawiały mniej wiecej w odstępach dwóch tygodni ze względu na szkołę i różne obowiązki. Liczę na to, że nie porzucicie mnie tylko będziecie wytrwale czekać.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Buziaki xoxo