poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 3




 ,,Pat­rząc na ciem­ność lub śmierć boimy się niez­na­nego - nicze­go więcej."


   Trening dla Scott’a skończył się mniej więcej pół godziny po czasie. Po tym jak staranował jednego z zawodników z drużyny o mały włos nie wysyłając go do szpitala, dostał od trenera kare. Ujmując to ściślej to musiał obiec boisko jak najwięcej razy jednakowym tempem. Oczywiście Finstock ciągle nadzorował jego wysiłek dmuchając co jakiś czas w gwizdek i irytując tym młodego wilkołaka.
   Wykończony wszedł do szatni zrzucając z siebie ciężkie ochraniacze, po czym skierował się pod prysznic. Miał już przejść z jednego pomieszczenia do drugiego, ale przystanął na chwile, po czym cofnął się o dwa kroki. Na drewnianej ławce siedział Stilinski, z głową opartą o szafki oraz otwartymi ustami spał w najlepsze, nie zważając na różne hałasy.
   -Stiles!- krzyknął, uśmiechając się szeroko.
   Chłopak podskoczył przestraszony, spadając na podłogę.
   -Obecny, trenerze-mruknął, przecierając oczy.
   -Ja rozumiem, że gram doskonale, ale na trenera chyba nie wyglądam-zażartował opierając się o futrynę.
   -To pewnie przez ten fryz-odparł już bardziej przytomny.
   Wstał powoli, wyciągnął się i ziewnął głośno. Scott pokręcił głową, zostawiając przyjaciela. Stanął pod prysznicem odkręcając kurek, po czym zamknął oczy ciesząc się chwilą wytchnienia. Na początku widział ciemność, zresztą jak zwykle po opuszczeniu powiek, lecz później znowu ją ujrzał. Krótko, jakby urywek jakiegoś filmu. Włosy opadały falami na jej szczupłe ramiona, okalając bladą twarz. Wyglądała na bardzo zmęczoną oraz wychudzoną. Miała podkrążone oczy, a pod obcisłą bokserką było widać wystające żebra. Patrzyła na niego pustym wzrokiem, co jakiś czas otwierając usta. Wyciągnęła rękę zachęcając by podszedł bliżej, ale w tym samym momencie ciało dziewczyny przeszyło ostrze. Przerażony otworzył oczy, łapiąc gwałtownie powietrze. W uszach słyszał swoje imię wypowiadane przez Allison jak jakąś mantrę. Dopiero po chwili głos zmienił tonacje i rozpoznał w nim Stiles’a. Brunet stał koło niego zakręcając wodę.
   -Wszystko w porządku?- spytał zdezorientowany.

   McCall przytaknął spoglądając na swoje ręce. Był w połowie przemiany. Zamiast paznokci widniały ostre pazury, a na żółtych kafelkach głębokie rysy po nich. Kontrolnie przejechał językiem po zębach, gdzie wyczuł wydłużone kły.
   -Szlak-zaklął pod nosem, regulując oddech.
   -Co się stało?- dociekał.
   -Widziałem Allison. Znowu-odparł podenerwowany.
   Zgarnął ręcznik z wieszaka, po czym znów wrócił do szatni. Nie musiał nic mówić przyjacielowi, bo i tak podążył za nim jak wierny piesek.
   -Widziałem jej śmierć- szepnął na tyle cicho, że Stilinski mógł tego nie usłyszeć, lecz on tylko westchnął głośno i przytaknął.
   Scott ubrał się najszybciej jak potrafił, co jakiś czas spoglądając na zegarek. W sumie i tak był już spóźniony do pracy, ale im szybciej opuści to miejsce tym lepiej. Wyminął kumpla kierując się w stronę wyjścia.
   -Gdzie idziesz?!- krzyknął Stiles, próbując nadążyć za wilkołakiem.
   -Jadę do kliniki-oznajmił zakładając kask.
   -Nie chcesz o tym pogadać? Czy coś w tym stylu?
   W odpowiedzi usłyszał tylko warkot motoru oraz kurz, który wzbił się w powietrze.
   -No jasne Scott. Nie przejmuj się mną-wycedził przez zaciśnięte zęby, raz po raz machając ręką przed twarzą.



***



   Droga do kliniki minęła mu dość szybko może dlatego, że nie miał zamiaru zwalniać na jakimkolwiek skrzyżowaniu. Napędzała go adrenalina oraz strach. Tak, Scott McCall. Alfa Beacon Hills bała się swoich wizji? Wspomnień? Bał się zobaczyć umierającą Allison Argent. W głębi duszy czuł, że tak nie powinno być, że powinien sobie z tym radzić. Stawić temu czoło, a nie uciekać gdzie pieprz rośnie.
   Zaparkował  przed wejściem, zostawiając powieszony na kierownicy kask, po czym wszedł do chłodnego pomieszczenia. Już na wstępie wyczuł czyjąś obecność i nie był to doktor Deaton.
   -Isaac?- spytał zdziwiony.
   Chłopak uniósł wzrok znad kolorowego czasopisma posyłając mu lekki uśmiech.
   -Co ty tu robisz?
   -Załóżmy, że zostałem bezdomnym-mruknął, wracając do swojego zajęcia.
   Nie pytał już o nic więcej, widząc zniecierpliwionego weterynarza. Podszedł do stołu, na którym leżał piękny, młody labrador.
   -Przytrzymaj go-nakazał mężczyzna, przyglądając się strzykawce.
   Ostrożnie wbił igłę w ciało psa wpuszczając lek, po czym wyjął ją z wyrazem dumy na twarzy. W głowie Scotta znów zagościł obraz dziewczyny, lecz tym razem był on krótki i niewyraźny.
   -Mogę pana o coś spytać?- odezwał się, próbując zapomnieć to co widział.
   Deaton przytaknął.
   -Czy możliwe jest, ze po śmierci ważnej osoby, będzie cię nawiedzać?
   Spojrzał na niego, na chwile zamierając.
   -Tak, aczkolwiek nawiedzać to nie jest odpowiednie słowo. Jeżeli dla kogoś był to na przykład członek rodziny, bądź naprawdę bliska osoba jest możliwość, że będzie się jej ukazywała. Można ją zobaczyć, gdy naprawdę się za nią tęskni lub w miejscach, gdzie zazwyczaj ją widywano- odparł spokojnie, nie spuszczając wzroku z zamyślonego McCall’a.
   -Są takie przypadki?
   -Owszem, kiedy poszkodowany jest w rozpaczy. Złudzenia utrzymują się od 2 tygodni do miesiąca. W mitach mówią, że zmarły może chcieć ostrzec kogoś przed nadchodzącym złem, ale to tylko mity.
   -W mitach mówią też o wilkołakach i jakoś tu jesteśmy-wtrącił Lahey.
   Słysząc to przełknął głośno ślinę przeczesując palcami kruczoczarne włosy. Od śmierci Allison minął rok.
   -A jeżeli utrzymują się dłużej albo powracają po latach?- spytał po chwili ciszy.
   -Wtedy świadczy to o słabej psychice poszkodowanego, a nawet utracie zmysłów. Dlaczego o to pytasz?
   -Mam napisać o tym prace do szkoły. Dziękuje za pomoc-mruknął, oddychając ciężko.
   Albo jestem wariatem albo ona chce mi cos przekazać. Pomyślał, po czym osunął się bezwładnie na ziemię. Oczy zamykały się co trochę, choć wytrwale z tym walczył. Lecz ciemność, która chwyciła go w swoje szpony była silniejsza. Wygrała.


------------------------------------------------------------------------------

Rozdział 3 juz jest troszke krótki, ale bardzo przepraszam :d następny będzie dłuzszy. Mam nadzieje, że sie podoba bardzo proszę o pozostawienie komentarza :*
Do nastepnego xoxo

7 komentarzy:

  1. A więc to jednak nie powrót Allison. Coś czuję, że jednak chce go przed czymś ostrzec, bo to jednak Beacon Hills-nie ma dnia, żeby coś się nie działo. Scott znów będzie musiał zmierzyć się z czymś niebezpiecznym? Czekam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię lubię lubię!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest i Isaac :D Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział. Czyli Alison próbuję Scotta przed czymś ostrzec? Lubię to. Kocham twój styl. Jakbym po prostu oglądała TW! Życzę duuuużo weny.
    Pozdrawiam, M

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski rozdział, tak jak poprzednie :) świetnie piszesz. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybko :*
    Zapraszam do siebie
    close-to-me-dylan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej. Przybyłam tu na zaproszenie z mojego bloga ;)
    nigdy nie czytałam opowiadania o wilkołakach (jestem bardziej fanką wampirów - byle nie świeciły w słońcu), ale Twoje jest bardzo ciekawe, dlatego będę mu się przyglądała dalej uważnie.
    Piszesz dobrze, ale chyba się dopiero rozkręcasz, mam rację? Naprawdę jestem ciekawa, czy opcja utraty zmysłów, czy tego, że Alison chce coś przekazać Scottowi jest prawdziwa. Jakkolwiek ta druga wydaje mi się bardziej prawdopodobna.
    Pozwól, że jednak zwrócę Ci jedną uwagę: "szlag", nie "szlak". Ale to taka tam literówka.
    Dodaję Cię do obserwowanych i czekam na nowość ;)
    pozdrawiam,
    candlestick z http://crownsjewel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dywiz/łącznik (-) nie pełni funkcji myślnika i nie można go stawiać w dialogach. Po dywizie nie robimy spacji, a po myślniku w dialogu spacja powinna być.
    Do zapisu dialogów stosujemy pauzę (—), albo półpauzę (–) i od obu stron oddzielamy je spacjami.

    OdpowiedzUsuń